„Na śmierć zapomniałem”

„O jezu, na śmierć o Tobie zapomniałem!” – takie zdanie napisał do mnie na portalu społecznościowym kolega, kiedy przypomniałam się, że byliśmy umówieni w pewnej sprawie. Zachowana pisownia oryginalna.
Nasunęło mi się pytanie, dlaczego autor tego zdania napisał imię Jezusa małą literą, a zwrot grzecznościowy „Tobie” – wielką.
Może sformułowania „o Jezu!” nie traktuje jako wymieniania imienia Boga, ale jako zwykły wykrzyknik, taki jak np. „o kurczę!”? Może jest niewierzący? Ale nawet osoba niewierząca powinna chyba pisać imiona wielką literą. Może chciał w ten sposób wyrazić, że jestem dla niego ważniejsza od Jezusa?
Pozostawmy w tym miejscu rozważania nad intencjami mojego znajomego, gdyż on zapewne się nad tym nie zastanawiał i być może napisał to całkowicie nieintencjonalnie. Jedno jednak widać wyraźnie – autor powyższego sformułowania w momencie jego pisania całkowicie zapomniał o Jezusie.
A czy my o Nim nie zapominamy?
Kiedy mówimy „o Jezu” albo „o Boże” tak naprawdę wcale nie myślimy o Bogu. Może nawet wypowiadamy te słowa zupełnie nieświadomie. Ale na pewno nie Bóg nam wtedy w głowie. A przynajmniej w wielu wypadkach tak nie jest. Nawet w książkach takie sformułowania pisane są czasem małą literą. Imię Boga stało się niczym więcej jak tylko jednym z wykrzykników, za pomocą których można wyrazić emocje, zrównanym czasem nawet z tymi niecenzuralnymi.
Ale nie w tym, a na pewno nie tylko w tym rzecz. To zjawisko jest jedynie symptomem. Symptomem zapomnienia o Bogu.
„Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie.” – 1 Kor 10, 31.
Cokolwiek robimy, powinniśmy robić to z myślą o Nim i dla Niego, dla pomnażania Jego chwały.
Ale czy rzeczywiście tak jest? Czy wszystko, co robimy, robimy na chwałę Bożą?
Kiedy grzeszymy, na pewno jesteśmy od tego dalecy. A ile razy dziennie zdarza nam się zgrzeszyć? Mi osobiście niemało. Ktoś pomyśli, że grzech to jedynie zabójstwo, kradzież, cudzołóstwo… A są przecież całe setki tych drobnych „grzeszków” o których nawet nie myślimy, a które przecież popełniamy. Kłótnie, przekleństwa, marnowanie czasu, lenistwo (jeden z grzechów głównych!), pomyślenie o kimś z niechęcią czy wyższością, zaniedbywanie modlitwy… Choćby nawet i wymawianie Bożego imienia nadaremno czy w złości.
„Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie.”
Wszystkie nasze codzienne zajęcia powinny być naszą służbą Bogu, wypełnianiem obowiązków naszego stanu. Ale ilu z nas rzeczywiście pracując zawodowo czy w domu, robi to z myślą o Bogu i dla Boga? Rzucamy się w wir swoich zajęć, a Bóg wystarczy od święta. Brak jest stałej relacji z Nim, zjednoczenia, stałego dialogu, nieustannej modlitwy każdym gestem. Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem lepsza. Nie jestem. Na moje ziemskie obowiązki patrzę przeważnie z ziemskiego punktu widzenia, jak każdy narzekam i jak każdy czasami mam ich serdecznie dosyć. Słyszę też nieraz, jak padają z ust różnych osób niecenzuralne słowa określające ich pracę czy też coś, co muszą wykonać. A tutaj taka niespodzianka, że ta pieprzona praca to SŁUŻBA BOGU! A przecież tak często deklarujemy, że chcielibyśmy Mu służyć. To samo tyczy się obowiązków domowych. Żyjąc w stanie wolnym, małżeńskim, czy zakonnym, posiadamy określone obowiązki i to właśnie pełne miłości ich wypełnianie jest realizowaniem własnego powołania. Wypełnianie jak najlepsze, w służbie Bogu.

I oby nikt z nas, stając kiedyś przed Nim, nie powiedział „O Jezu, na śmierć o Tobie zapomniałem!”.

2 uwagi do wpisu “„Na śmierć zapomniałem”

  1. Genialnie wyprowadzasz myśli z otaczającego nas świata, pełnego nieświadomości. Łączysz to przepięknie ze słowami z Pisma Świetego, ironizując nieco ludzkie zachowania. Widać że doskonale potrafisz obserwować! Z olbrzymią przyjemnością czytam tego bloga i czekam na więcej!

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz